Posiadanie penisa i jąder nie stanowi jeszcze paszportu do bycia mężczyzna. W naszych badaniach na potrzeby tej witryny zadaliśmy stu mężczyznom wybranym losowo proste pytanie: „Czy czujesz się w środku dorosłym mężczyzną?”. Zaledwie siedmiu odpowiedziało twierdząco, za to 33 odpowiedziało „w większości tak”, 40 – „mniej niż w połowie sytuacji”, a reszta: „rzadko, jeśli w ogóle”. Dlaczego?
Dlaczego nie wyrastamy na w pełni funkcjonalnych, kompetentnych, szczęśliwych i pewnych siebie mężczyzn? Odpowiedź jest prosta: bo nikt nas tego nie uczy. Dziewczęta uczą się jak być kobietami już od początku: dorastają obok swoich matek i innych żeńskich krewnych, absorbują niewypowiedziane zwyczaje i zachowania swojej grupy społecznej od najbliższych opiekunek i w rezultacie stają się kobietami kompletnie nieświadomie.
A co z chłopcami? Dorastają pod opieką matek. Często ojciec jest w pracy lub jest nieobecny emocjonalnie. Potem idą do szkoły podstawowej, w której najczęściej uczą nauczycielki. Następnie do gimnazjum, gdzie również w znacznym stopniu to kobiety uczą i zajmują się wychowankami. (W Stanach Zjednoczonych zaledwie 9% nauczycieli szkół podstawowych stanowią mężczyźni.) Następnie idą do szkoły średniej, gdzie uczy jeszcze więcej kobiet. (W Stanach Zjednoczonych zaledwie 35% nauczycieli w szkołach średnich to mężczyźni). Ojciec, nawet jeśli jest obecny, jest często pochłonięty pracą albo presją zawodową i społeczną. Jak więc chłopcy mają uczyć się od dorosłych mężczyzn zachowania i spełniania oczekiwań jako mężczyźni? Presja wywierana w społeczeństwie zarówno na rodziny, jak też na jednostki, a wartość tradycyjnych umiejętności męskich obniża się. W konsekwencji atmosfera niepewności w naszej kulturze pojawia się jako skutek braku kontaktu między chłopcami i mężczyznami. Chłopcy mają coraz mniej okazji i możliwości uczyć się męskości.
Wielu autorów pisało już na temat zmiany losu mężczyzn w społeczeństwie, na ich czele stoi Robert Bly, który podkreśla wiek, w którym opiekę nad chłopcami przejmowali ojcowie, by nauczyć ich męskiego życia. To prawda: chłopcy uwielbiają przebywać w towarzystwie starszych mężczyzn, cieszą się z bycia szanowanymi i włączania do męskich ról w rodzinie, a także że cierpią z powodu pragnienia przebywania z ojcem, które jeśli nie zostanie spełnione, tkwi w nich aż do końca ich życia.
Tego lata moja partnerka i ja siedzieliśmy w greckim barze i obserwowaliśmy synka właścicieli lokalu, który pracował z gośćmi. Nie miał więcej niż 8 lat, a jednak podchodził do gości z pewnością siebie, rozmawiał z nimi po angielsku, przyjmował zamówienia i witał ich. Przekomarzał się z ojcem i przyjmował od niego polecenia w sposób, który wydał mi się bardzo męski: znał swoje miejsce, swoją rolę i cieszył się z nich, bo uważał je za przydatne i produktywne. Duma, jaką czuł w związku z prawdziwą, przydatną rolą w rodzinnym interesie, była widoczna na jego twarzy. Ta więź między ojcem i synem była przeze mnie wielokrotnie obserwowana podczas pobytu w Grecji, gdzie – zwłaszcza poza miastami – ojcowie wciąż wydają się spędzać dużo czasu z synami. Moja partnerka, która pracowała w Afryce i w Azji, przypomniał mi, że nie należy mylić wykorzystywania dzieci z wypełnianiem przez nie takich ról. Oczywiście ma rację, ponieważ dzieci na świecie tracą swoją niewinność w fabrykach czy na wojnie. Ale nawet tutaj widać rezultaty załamania ról w tradycyjnym społeczeństwie wskutek przemian ekonomicznych, gdzie ludzie migrują za pracą do miast i zrywają się więzi pomiędzy mężczyznami i dziećmi, zwłaszcza chłopcami.
Robert Bly pisze na temat tajemnicy i wyobcowania ojców i synów, gdy ojciec wychodzi do pracy i robi coś niepojętego dla chłopca, poza jego doświadczeniem i zrozumieniem. W rezultacie nie ma więzi między ojcem a synem. Oczywiście są inne sposoby na nawiązanie takiej więzi niż wspólna praca, ale wszystkie wymagają czasu i podejścia pełnego miłości i akceptacji ze strona ojca, a także zrozumienia, że odgrywa on ogromną rolę w rozwoju męskości i tożsamości swojego syna. Jak wielu z nas otrzymało tę możliwość od naszych ojców?
Wierzę, że chłopcy powinni być wychowywani na mężczyzn i uczeni sposobów męskości, a także sądzę, że najważniejszym aspektem tego wychowania jest nauka bycia sobą w relacjach z kobietami. Mężczyźni utracili poczucie uczciwości względem samego siebie, gdy wchodzą w związki intymne z kobietami. Utracili je według mnie częściowo na skutek rozwoju ruchów feministycznych, które ogłosiły mężczyzn oprawcami i obwiniły ich za całe zło społeczne, a częściowo na skutek załamania się tradycyjnych struktur społecznych, które umożliwiały mężczyznom uczenie się, jak odnosić się do kobiet.
Głęboko w męskiej psychice każdego chłopca kryje się potrzeba ucieczki od matki i stania się mężczyzną. Chce przestać identyfikować się z matką, jego główną opiekunką od czasu narodzin i zacząć identyfikować się z ojcem – jako mężczyzna. Większość z nas – ludzi Zachodu, nie obchodzi już tzw. „rytów przejścia”, które symbolizowały wyrwanie się spod opieki kobiet i dołączenie do społeczności mężczyzn. Niestety ich brak sprawia, że mężczyźni niepewni są relacji z kobietami, stając się zniewieściali poprzez nadmierne wystawienie na oddziaływanie kobiet. Walczą, aby zadowolić kobiety w dorosłym życiu, nie odnajdując u nich szacunku. Czują brak satysfakcji z samego siebie, brak męskości. Łatwiej to znieść w grupie mężczyzn, gdzie otrzymujemy pewien poziom zrozumienia i akceptacji, które w pewien sposób odcina nas od kobiet w naszym życiu. Albo też, w drugą stronę, mężczyźni odrzucają kobiecość i stają się agresywni, a czasem nawet brutalni w obliczu niemożności przeciwstawienia się ciągłym atakom ze strony kobiet (czyli narzekaniu i marudzeniu). To poczucie braku męskości, braku własnego miejsca wynika jak sądzę z braku męskich wzorców do naśladowania: rytów przejścia, które uformowały się jako jeden z najważniejszych elementów społeczeństw niepiśmiennych.
Istnieje niezwykłe podobieństwo pomiędzy rytuałami inicjacyjnymi w wielu społecznościach. Różni badacze stwierdzali, że być może istnieje jakaś głęboka, uniwersalna potrzeba w nas wszystkich dla takich rytuałów. Nie byłoby to zaskakujące, ponieważ wszyscy jesteśmy przedstawicielami jednego gatunku, Homo sapiens, nie ważne skąd pochodzą nasi przodkowie. Wszystkie opisy rytów inicjacji dla chłopców wypełniają pewien wzór: oddzielenie od kobiet, zwykle znacznie przed okresem dojrzewania, okres spędzony na życiu z daleka od kobiet: bądź to z innymi mężczyznami, bądź samotnie, seria nauk historii plemienia, zdobywanie wiedzy i intuicji, ciężka próba (od wybicia zęba do skaryfikacji, obrzezania, przecięcia penisa po wewnętrznej stronie lub ciężkich prób fizycznych), następnie okres przyjmowania do grupy mężczyzn i świętowanie osiągnięcia męskości przez chłopca.
Są różne spojrzenia na element próby: niektórzy badacze twierdzą, że w społecznościach wojowniczych była ona bardziej brutalna, chłopiec musiał znieść ból swój i wroga, tak by móc pójść walczyć bez strachu. Inni badacze odrzucają tę teorię i twierdzą, że próba to sposób naznaczenia przejścia chłopca od tego, co kobiece, do tego, co męskie. Wydaje mi się, że prawda leży gdzieś pośrodku. Niektórzy rdzenni Amerykanie przebijali mięśnie klatki piersiowej chłopców i zawieszali ich na linach, póki nie zemdleli. Gdy chłopcy się budzili, podawali palec do amputacji. Argumenty, że tego typu rytuały miały wyłącznie naznaczyć przejście chłopca do etapu męskości, nie brzmią jak dla mnie przekonująco. Za to stwierdzenie, że wprowadzały chłopca w rolę wojownika plemienia wydają się bardziej pasować.